ze względu na rewelacyjną rolę Wardejna no i piękną młodziutką Kownacką. Do muzyki można sie przyczepić - radzieckie syntezatory :p
Aż sprawdziłem w napisach: chyba Tobie słoń na ucho nadepnął.
muzyka
PIOTR FIGIEL
w wykonaniu kompozytora
na instrumentach elektronicznych
»Roland«
skoro musiałes sprawdzić to też za mocny nie jesteś... Tak czy inaczej muzyka w tym filmie to syf
Muzyka jest w tym filmie na tym samym poziomie co reszta rzemiosła filmowego. Czyli syf syfem doprawiony.
Zapewne gościu właśnie sobie kupił syntezatory i przeleciał po kolei po wszystkich presetach i to sprzedał jako ścieżkę dźwiękową. Ale nie zwalajmy na instrumenty, to całkowicie wina kompozytora i realizatorów dźwięku.
Całość strasznie na chybcika robiona, wszystko z ' first take' (nie wiem jak się po polsku tłumaczy: z pierwszego ujęcia?; fraza mi pasuje tylko do sztuk wizualnych, nie do muzyki).
to prawda że ogólnie realizacja do niczego, ale aktorsko stoi na wysokim poziomie do tego dialogi świetne- ten film ma wiele cech których brakuje we wspołczesnym Holiłódź
Z "wysokim poziomem aktorstwa" też się nie zgodzę. Wardejnowi daleko od udanego pokazania tytułowego szaleństwa, cały film grał jak na środkach uspokajających, nawet w scenach pijaństwa był opanowany. Kownacka zagrała cyckami, czy też cieniem cycków przez szkło mleczne w niby łazience, bo żadna łazienka nie miała/ma tak dużych szyb mlecznych. Jedyny moment, gdzie okazała jakieś emocje to w scenie wyrzucania nachalnego Wardejna z mieszkania. Dobrze do niej pasuje epitet o aktorce, która nie gra a "zachowuje się".
Mnie nie przeszkadza, że niektórzy widzowie bardzo identyfikują się z aktorami i są zupełnie nieobiektywni. Tutaj z aktorów zagrały tylko nazwiska a całe ich role nadają się do filmu szkolnego o tym jak grać źle.